środa, 30 listopada 2011

Adwentowe oczekiwanie

Adwent zaczął się już kilka dni temu, ja dopiero teraz mam chwilkę, żeby podzielić się tym, w jaki sposób w naszym domu czeka się na Boże Narodzenie. Nasze propozycje na ten rok, to: schody dla Dzieciątka, kalendarz i wieniec adwentowy.
Schodki pojawiły się w naszym domu trzy lata temu. Na moją prośbę, zrobił je dla Mikołaja Dziadziuś, wykorzystując w tym celu wieeele pudełek po zapałkach. Każdego dnia wieczorem, przekładamy figurkę Dzieciątka o jeden schodek niżej jako, że Pan Jezus schodzi do nas z nieba. W wigilijną noc przekładamy figurkę do żłóbka. To bardzo atrakcyjny sposób, pokazania dzieciom czym jest adwent? Na co tak naprawdę czekamy? I co to właściwie znaczy "Boże Narodzenie"?
Przekładaniu Dzieciątka, towarzyszy zawsze całowanie, ściskanie i szczere zapewnienia: "Nie mogę się doczekać, kiedy Pan Jezus się urodzi" ;-)

schodki dla Dzieciątka
W ubiegłym roku, uznałam że moje dzieci są gotowe na coś więcej i tak pojawiła się myśl o kalendarzu adwentowym. Po długich poszukiwaniach internetowych, podziwianiu adwentowych kalendarzy wszelkiej maści, zdecydowałam się na filcowy kalendarz z naszytymi ręcznie kieszonkami... Ale ponieważ filcu nigdzie nie było a czas się kończył, dzięki Babci powstał taki oto kalendarz:

kalendarz adwentowy

Kalendarz celowo jest ubogi w formę, nie chciałam, żeby niepotrzebne ozdobniki rozpraszały uwagę. W kieszonkach są karteczki, z jednej strony ozdobione naklejkami świątecznymi (każda kartka inna), z drugiej strony są zadania do wykonania. Ponieważ nasze dni są różne, zadania wpisuję codziennie, w zależności od tego ile mamy czasu. Są zadania polegające na wykonaniu jakiejś ozdoby na choinkę, zaśpiewaniu kolędy, wspólnym przeczytaniu książeczki. Wiele zadań pochodzi ze strony Making Learning Fun lub innych źródeł w internecie. Kalendarz jest wielką frajdą dla naszych chłopców, od rana trwa ustalanie kto dzisiaj wyjmuje karteczkę, zastanawianie się co na niej będzie i odliczanie ile dni jeszcze zostało i ile już minęło. Efektem ubocznym takiego kalendarza jest: ćwiczenie czytania, liczenia, znajomości dni tygodnia i uświadamianie upływu czasu.


Poza tym z ogromnym opóźnieniem ze względów technicznych pojawi się jutro u nas wieniec adwentowy, który zamierzamy zapalać w czasie modlitwy rodzinnej. Spodziewam się, że atrakcyjność modlitwy drastycznie wzrośnie ;-)

wtorek, 22 listopada 2011

Kolorowy listopad

W listopadzie zawsze marzę o słońcu. O zielonych liściach na drzewach. O kolorowych kwiatach. A za oknami: szaro, buro i ponuro, ach jak ponuro... Dlatego w tym roku zaplanowałam, że listopadowym tematem będą kolory.
Zaczęliśmy od barwienia wody bibułą. Do tej pory, to ja zajmowałam się przygotowywaniem kolorowej wody, tym razem chłopcy sami mogli spróbować. Radości nie było końca!
Następnym etapem miało być mieszanie kolorów. Na szczęście wcześniej sprawdziłam, czy się uda, niestety barwniki z bibuły były jakieś "dziwne" i żeby z czerwonej i żółtej wody zmieszać pomarańczowy, potrzeba było o wiele więcej żółtej niż czerwonej. W końcu mieszaliśmy bardzo rozrzedzone farby plakatowe. Muszę przyznać, że pozwolenie dziecku na sprawdzenie co wyjdzie jak zmieszamy żółty i niebieski, to jak pozwolenie na wielkie odkrycie.

mieszanie kolorów
Żeby urozmaicić zajęcia i utrwalić wiedzę skorzystaliśmy z koła do mieszania barw, które można znaleźć tutaj. Ponieważ my używaliśmy farb, które są gęstsze niż woda, nasze koło stało się odbiciem lustrzanym podstawowego.
koło barw
A kiedy byliśmy już przy malowaniu, zrobiliśmy sobie kolorowe sowy, które wypatrzyłam rok temu na blogu Frugal Family. Nasz zestaw okazał się hitem na całe dwa dni, które toczyły się wokół sów. Przy okazji poznawaliśmy bliżej te piękne ptaki, ich nazwy, zwyczaje i odgłosy jakie wydają.

nasza sowia rodzina
Ostatniej wiosny, butelki "I spy" można było znaleźć prawie na każdym blogu. My też wtedy taką mieliśmy: zwierzątka poukrywane w kaszy gryczanej. Teraz postanowiłam zrobić butelkę pełną kolorów. W środku barwiony ryż i malutkie różnokolorowe przedmioty. Do tego karta ze zdjęciami tych przedmiotów do wytropienia. Tym razem, zabawka została przyjęta z wielką radością i cała rodzina tropiła ;-)




Wydrukowałam chłopcom kolorowe tabliczki montessori z trzeciego pudełka. Można je znaleźć tutaj. Ponieważ nie wiedziałam, jak im się spodoba taka zabawa, wydrukowałam dwa kolory: niebieski i czerwony. Muszę powiedzieć, że o  ile w czerwonym wyraźnie widać różnice w odcieniach, o tyle w niebieskim nawet ja miałam problemy żeby ułożyć. Bawiliśmy się w różne wersje: dopasowywanie takich samych do już ułożonych, lub układanie od najjaśniejszych do najciemniejszych i odwrotnie. Wszystkie tabliczki oznakowałam od spodu i zrobiłam pasek kontrolny.

od najciemniejszego...

zamiast odcieni - dopasowujemy znaczki ;-)

Uff, na razie wystarczy tych zabaw, choć nie wyczerpują one naszego repertuaru na ten miesiąc, to pisanie o nich wyczerpało mnie ;-)


P.S. Kto jest zainteresowany kolorowymi tabliczkami montessori, co to jest i do czego służy, niech zajrzy do Ewy  tutaj i tutaj.

środa, 16 listopada 2011

Pojemnik sensoryczny - Minizaury oraz skorupkowe mozaiki.

Ten pojemnik powstał w kilka minut, jako pocieszenie dla chorego Dominika, który cały długi weekend spędził w domu i nie mógł towarzyszyć tacie i bratu w spacerach. Inspiracją był ten post oraz jeden z odcinków "Pradawnego lądu" zatytułowany "Inwazja minizaurów".

kraina Minizaurów

W pojemniku znalazły się:
  • bułka tarta, garść ziaren kukurydzy
  • kamyki, duża muszla
  • kartonowe tuby, patyczki po lodach
  • rafia, różowe piórka
  • drewniana łopatka
  • malutkie dinozaury (minizaury;-)) i skorupki z jajek
To była prawdziwa radość! Dominik bawił się przez czterdzieści minut (!) a potem dołączył do niego Mikołaj i jeszcze przez jakiś czas bawili się razem. Największą frajdą było kruszenie skorupek palcami a potem minizaurami. A jakie przygody spotkały naszych malutkich przyjaciół! Po jakimś czasie do pudła trafił też pędzelek do różu - mamie niepotrzebny a dinozaury musiały trochę sprzątać ;-)

Dominik odkrywa zawartość

Widząc zaangażowanie z jakim chłopcy kruszyli skorupki, przygotowałam im następne zadanie. Najpierw dostali pudełko pełne skorupek, które mieli pokruszyć palcami. Potem tymi skorupkami wyklejali jajka z kartonu oklejonego taśmą dwustronną.

kruszenie skorupek

 
skorupkowe mozaiki

Skorupki, które nam pozostały, tłukliśmy jeszcze w moździeżu, co dostarczyło nam dodatkowych efektów dźwiękowych. To była fajna zabawa a ja już zaczęłam zbierać skorupki do następnych sensorycznych zabaw.

niedziela, 13 listopada 2011

Deszcz

W trakcie naszych jesiennych zabaw, chciałam pokazać chłopcom jak wygląda obieg wody w przyrodzie i skąd właściwie bierze się deszcz. Ponieważ w lecie K opisała na swoim blogu deszczowe zajęcia, myślałam, że wykorzystam jej pomysły i gotowe! Używając kolorowej bibuły, papieru ściernego, płatków kosmetycznych zrobiłam pojedyncze karty i prosty schemat obiegu wody w przyrodzie.

obieg wody w przyrodzie

karty do układania
Zaczęłam im opowiadać i już po 30 sekundach widziałam, że Dominik jest znudzony a Mikołaj rozkojarzony. Myślę sobie: zrobimy doświadczenie, to im się spodoba! Rzeczywiście, układanie lodu na talerzyku było fajne, ale... nie przeprowadziłam wcześniej tego doświadczenia sama i nie wiedziałam, że tak długo trzeba czekać. Mimo śpiewania piosenki o deszczyku, chłopcy (zwłaszcza Dominik) baaardzo się nudzili.
Musiałam więc kombinować dalej. Po kilku dniach wymyśliłam. Przygotowałam scenografię (karton po jajkach, papier ścierny, niebieski papier samoprzylepny i pomponiki):


dałam każdemu do ręki po jednej kropelce (kamyk akrylowy) i zaczęłam opowiadać, jak słońce ogrzewa ziemię, woda paruje etc. Ja też miałam jedną kropelkę, więc chłopcy nie mieli problemu co w danej chwili dzieje się z kropelką. To było to! Bardzo im się podobało. Po tej zabawie znów wyciągnęłam karty i Mikołaj układał, dopasowywał podpisy, rysował strzałki (dokładnie jak Staś w lipcu). Potem poprosił o kartkę i sam (!) narysował obieg wody w przyrodzie. To było niesamowite!
Ponieważ Mikołaj najlepiej uczy się patrząc, szukałam dla niego filmiku obrazującego obieg wody w przyrodzie, ale muszę przyznać, że trudno znaleźć coś po polsku. W końcu stanęło na tej animacji. Jak było do przewidzenia oglądał jak zaczarowany, trzy razy z rzędu!
Po kilku dniach Mikołaj sam opowiadał historię kropelki ;-) Wiem, że zrozumiał na czym to polega, musimy tylko poćwiczyć narrację.

słoneczko świeci, woda paruje
Przygotowałam dla Mikołaja ćwiczenia językowe. Celem było doskonalenie umiejętności czytania ze zrozumieniem oraz poszerzanie słownictwa. Miał wybierać które słowo pasuje: przymiotniki opisujące deszcz i czasowniki.
jaki może być deszcz?

co robi?
Dla Dominika była mała styropianowa chmurka do której wkładał kropelki deszczu, za każdym razem wołając: "kap!"

Oczywiście musiała być praca plastyczna. Wieczory takie długie, że wyżywamy się artystycznie. Na papierze chłopcy narysowali chmury a potem kroplomierzami robili kropelki deszczu (woda zabarwiona bibułą).

kap, kap
Do tematu obiegu wody w przyrodzie powrócimy w zimie, gdy będziemy się uczyć o śniegu. Na razie temat uważam za wyczerpany, jako że Mikołaj patrząc na gotującą się zupę skomentował: znowu parowanie!

piątek, 11 listopada 2011

Czytamy sylaby - B i L

Po dłuższej fazie odrzucenia czytania, nastąpił u nas powrót radości na widok sylab. Czytamy teraz sylaby ze spółgłoskami B i L, ale wracamy też do P i M. Dominik ma problem z łączeniem tych sylab choć nastąpił mały postęp i teraz chętniej układa wyrazy. Jak kiedyś pisałam, mój młodszy syn uczy się przez działanie dlatego wszystko co mu przygotowuję musi pozwalać na manipulowanie przedmiotami. Samo siedzenie, patrzenie i czytanie nie wchodzi w grę ;-) Po sukcesie naszych mini kręgli (przy nauce wymowy słowa: kula) przygotowałam kręgle sylabowe z butelek po jogurtach pitnych. Proste, tanie i tyle zabawy!

sylabowe kręgle

Przy nauce czytania sylab, uczymy rozpoznawania pojedynczych sylab. Ważne jest żeby pamiętać o sekwencjach sylab, odczytywanych zawsze od lewej strony do prawej. To jest szczególnie ważne, gdy dziecko ma skrzyżowaną lateralizację (lub nieustaloną). Poniżej pociąg z wagonikami a Dominik układał sylaby wg wzoru czytając je. Oczywiście do tej zabawy musiała być wymyślona fabuła: te sylaby to lista ładunków, które codziennie rano zawiadowca stacji dostarcza lokomotywom...itd. Grunt żeby było ciekawie!

sylabowe ładunki





Z zabaw układania sylab w szeregu, zdecydowanym hitem była u nas zabawa pt. Miś Bruno kupuje chleb. Miś Bruno chodził do piekarni kupować bułki, ciastka, babeczki, obwarzanki a droga wiodła przez sylabowy most. Miś Bruno podskakiwał na moście wołając głośno na jakiej sylabie stoi (za każdym razem mógł kupić tylko jedną rzecz). W to bawiliśmy się tak długo, aż ja już miałam dość!

Miś Bruno na sylabowym moście
Poza tym mam trochę obrazków z czasów Mikołaja: powycinane z książeczek i gazetek ilustracje, do których doklejałam komiksowe dymki i wpisywałam sylaby. To też ćwiczenie czytania sekwencji sylab.

pierwsze mini komiksy

Proste karty ze zdjęciami/obrazkami i dopasowywanie do nich podpisów pociętych na sylaby to znana zabawa w metodzie symultaniczno-sekwencyjnej. Wiele takich zabaw znajduje się we wszystkich częściach Moich Sylabek. Tutaj pierwsza dopasowywanka, którą przygotowałam jeszcze dla Mikołaja - dla ułatwienia pierwsza sylaba jest przyklejona, trzeba tylko dołożyć drugą.

dopasuj sylaby
I oczywiście na fali wykorzystywania gazetek dziecięcych, których kiedyś mieliśmy duuużo, droga Kubusia Puchatka i przyjaciół do Maleństwa. W gazetce trzeba było chyba policzyć rybki po drodze, ja nakleiłam im podpisy - imiona i malutki Kubuś (z jajka niespodzianki) płynie witając się z każdą rybką. Potem płynie Kłapouchy, itd...

jak masz na imię rybko?

Poza tymi zabawami, Dominik bardzo lubi najprostszą jaka może być. Każdy z nas ma pasek z jednym paradygmatem sylab (np. ja z L a on z B) a sylabki na zakrętkach są w pudełeczku. Naprzemiennie losujemy sylaby i jeśli wylosujemy taką jak mamy na pasku zabieramy, gdy sylabę przeciwnika, odkładamy z powrotem. Wciąż sprawia mu to wiele radości, muszę tylko ciągle przegrywać ;-)

poniedziałek, 7 listopada 2011

Wszystkich Świętych i Zaduszki

Uwielbiam pierwszy listopada. Im jestem starsza, tym większą radość sprawia mi to Święto - Dzień Wszystkich Świętych. Od rana do nocy chodzi mi po głowie fragment piosenki Budki Suflera: "w niebie dzisiaj wszyscy Święci mają bal..." Chciałabym i moim dzieciom przekazać prawdziwy sens tego Dnia i dzięki temu wpisowi zaczęłam to pragnienie realizować. Wykorzystałam podpowiedź K. i postanowiłam przedstawić chłopcom naszych patronów. Wydrukowałam im zdjęcia, powkładałam w koszulki do segregatora i powstała książeczka "Nasi Święci Patroni". Na razie na każdej stronie jest tylko zdjęcie i podpis, ale planuję na kolejne imieniny dokładać, kartki z krótkimi informacjami na temat życia każdego patrona. Chłopcy byli zachwyceni tym, że mają patronów, że mają oni tak samo na imię. Dzięki zdjęciom stali się oni bardziej realni.  Dominik wszystkim opowiada, że jak umrze to pójdzie do nieba i spotka swojego patrona ;-) Aby chłopcy zapamiętali nazwiska Świętych, przy wieczornej modlitwie otwierają naszą książeczkę i odmawiamy mini litanię do naszych patronów.

książeczka z patronami
Przeglądając w sieci, pomysły na pierwszolistopadowe zabawy z dziećmi trafiłam na opisy bali Wszystkich Świętych. Sami zobaczcie tutaj, jaki wspaniały bal. Mam nadzieję, że pewnego dnia i nam uda się zorganizować podobną zabawę.
W czasie minionych Świąt odwiedzaliśmy groby dziadków (dla dzieci to były groby pradziadków). Było dużo okazji do rozmów o rodzinie, tłumaczenie pokrewieństwa oraz wiele pytań: "A kiedy my umrzemy?" Wspaniały czas poważnych rozmów z naszymi mądrymi synami.
Dla naszych zmarłych bliskich chłopcy zrobili znicze. Farbkami witrażowymi malowali słoiczki/szklaneczki a do środka włożyliśmy świeczki.
 
w trakcie pracy
gotowe znicze
W tym roku malowaliśmy znicze po raz pierwszy, ale zajęcie tak podobało się chłopcom, że w przyszłym roku na pewno to powtórzymy. W mojej głowie rodzą się kolejne pomysły...

wtorek, 1 listopada 2011

Domowe przedszkole Dominika - październik

W październiku większość naszego czasu zajmowały nam zabawy logopedyczne. Zdominowały one zupełnie nasze zajęcia, ale nie myślcie że było nudno. Bo przy takim żywiole jakim jest Dominik, nudzić się po prostu nie da ;-)
Oto kilka naszych logopedycznych zabaw - trochę ćwiczyliśmy sprawność narządów artykulacyjnych, ale głównie skupiłam się na wywołaniu głoski "k" i ćwiczeniu jej w wyrazach.
Gimnastyka narządów artykulacyjnych jest bardzo męcząca dlatego aby odwrócić uwagę Dominika, zastosowałam prosty trik. Na karty z autami (z gazetki Auta) nakleiłam karteczki z poleceniami do ćwiczeń. Losowaliśmy te karty i wykonywaliśmy ćwiczenia, ale oczywiście główna uwaga skupiona była na tym: "jakie auto wylosuję tym razem?" Nie mogłam w to uwierzyć, ale Dominik prosił o tę grę przez trzy tygodnie codziennie!

gimnastyka artykulacyjna z Zygzakiem

Wywołanie głoski "K" okazało się wielkim wyzwaniem. Gdy się już udało postanowiłam poświęcić po jednym dniu na naukę wymowy jednego konkretnego słowa. Pierwsze słowa to: kula, koło, kawa, kamień. Ponieważ Dominik jest bardzo żywym dzieckiem i uczy się najlepiej poprzez działanie, z góry odrzuciłam pracę na obrazkach. Potrzebowaliśmy konkretów do manipulowania. Oto kilka naszych ćwiczeń, podczas których wielokrotnie powtarzaliśmy nazwy:
  • wrzucanie szklanych kulek do pojemnika po jajkach
  • zabawa "w chowanego" z kulą - wkładałam kulę do nogawki Dominika lub na jego brzuszek i pytałam: "O! A co ty tutaj masz? Co się tutaj schowało?"
  • gra w mini kręgle -  to też kolejny hit!
  • przelewanie barwionej na brązowo wody do filiżanek (kawa)
  • wyklejanie kawą obrazka niedźwiedzia
  • losowanie z woreczka kulek i kółek i segregowanie ich
  • naklejanie pociągu z figur na kartce (z dużą ilością kół)
 Tych zabaw było oczywiście więcej, niektóre przygotowywane i obmyślane wcześniej, inne rodziły się spontanicznie. Oto migawki z pracy logopedycznej:

koło

kawa
 Jedno zadanie okazało się bardzo podchwytliwe. W woreczku były kulki, kółka i kamienie. Dominik miał losować, nazywać i rozdzielać do trzech pojemników. Jako że najpierw udawało mu się wyciągnąć same kółka, porozdzielał w ten sposób:

kula, koło, kamień
Dopiero później udało nam się zmieścić wszystkie przedmioty w trzech pojemniczkach:

efekt końcowy

To zadanie pokazało mi, że musimy poćwiczyć segregowanie ze względu na jakąś cechę abstrahując od koloru. A z głoską "k" Dominik radzi sobie coraz lepiej. Na razie ćwiczymy w nagłosie i śródgłosie, ale zdarza się mu powiedzieć poprawnie także w wygłosie.

W tym miesiącu Dominik "zapałał brakiem zapału" do różowej wieży i brązowych schodów. Dlaczego? Hmm. Nie wiem? Udało nam się poćwiczyć pojęcia "cienki" i "gruby" a przy okazji lekcji trójstopniowej wyrażenia przyimkowe. Ale ten materiał w październiku pokrył się kurzem... Mamy za to dużo ćwiczeń dotykowych z woreczkami. Na zdjęciu Dominik z zasłoniętymi oczami rozdziela orzechy włoskie od kasztanów.

kasztany na lewo, orzechy na prawo


Wróciła  miłość do czytania sylab, przeszliśmy do sylab ze spółgłoskami: "B" i "L". I to się naszemu Tygryskowi podoba! Ale o sylabach będzie osobno.
Wielkim zainteresowaniem wciąż cieszą się szorstkie samogłoski, zwłaszcza, że korzysta z nich też Mikołaj...
Poza tym odnalazłam karty, które przygotowywałam na nasz morski temat: segregowanie zwierząt żyjących w morzu i na lądzie. A skoro znalazłam, to się pobawiliśmy ;-)

gdzie mieszkają?
A tu nasza przewlekanka do tematu o liściach (zrobiłam z pianki kreatywnej). Obaj chłopcy się nią bawili, Mikołaj z zachwytem i skupieniem, Dominik lekko niezadowolony, bo mu co chwilę się plątało. Ale udało się!
 
Dominik uwielbia też rysować - namiętnie portretuje tatę, czasem mamę. Bardzo chętnie wycina - tnie kartkę na malutkie kawałeczki i na każdym coś rysuje. Potrafi to robić bardzo długo, co chwilę wołając: "Mamo, spójrz co wyciąłem!" Jego odrodzona miłość do nożyczek była dla mnie zaskoczeniem, bo już od dłuższego czasu nie chciał wycinać. Okazało się, że mu się po prostu znudziły paski do przecinania, niezależnie od tego, jakie naklejki czy pieczątki na nich były. On miał ochotę ciąć po swojemu!
Mamy też fazę na naklejki i książeczki z zadaniami dla przedszkolaków. Jest bardzo dumny, bo po skończeniu  Akademii Trzylatka wzięliśmy się za Akademię Czterolatka ;-)
Czas w naszym domowym przedszkolu biegnie bardzo szybko i daje nam dużo radości. Bo jak tu się nie cieszyć, gdy co dzień słyszę pytanie: "Mamo, pouczymy się? Plooosę cię" ;-)))